Łączna liczba wyświetleń

Translate

sobota, 31 grudnia 2011

Męski sweter

Udało mi się w starym roku skończyć sweter dla męża. Trochę przymały, ale i tak mi się podoba. Może trochę się naciągnie.
Zrobiony według  projektu z DROPSA
  Jest to ostatnia rzecz zrobiona w tym roku. Szybko ten czas leci...

piątek, 16 grudnia 2011

Kolejna kartka

Powstała kolejna kartka, chyba ostatnia w tym roku. Dzisiaj ją wysłałam. Mam nadzieję, że poczta nie zawiedzie i kartka dojdzie do Basi jeszcze przed świętami... Myślę, że tu nie zagląda dlatego ją pokażę. Moim zdaniem najfajniejsza ze wszystkich.
Chciałabym Wam złożyć życzenia wspaniałych, spokojnych świąt spędzonych w gronie najbliższych. Niezapomnianych chwil, wymarzonych prezentów, pięknej pogody i wiele radości. Niech zdrowie i humor dopisuje i nie objadajcie się za bardzo.

niedziela, 11 grudnia 2011

Pierwsza wygrana i wiele szczęścia

Wzięłam udział w candy u Biety i...... wygrałam. Wczoraj pani listonosz doręczyła mi paczuszkę. A w niej ON. Szal Summit wykonany przez Elę , kartka z życzeniami i kilka drobiazgów
Chciałabym tą drogą bardzo podziękować Eli za to, że dała mi powód do radości. Elu dziękuję.

wtorek, 6 grudnia 2011

Czapka i szal skończone

Skończyłam w końcu komplet dla Björna. Długo to trwało, bo zrobiłam sobie wypad do Polski. Tym razem odwiedziłam moje rodzinne Zabrze, Warkę i Warszawę. Tylko tydzień, ale wykorzystuję każdą okazję, by pobyć w kraju. Czapka i szal  prezentują się tak

 Niestety nie miał kto na ludziu sfotografować. Musiałam sama na podłodze... Może nowy właściciel będzie tak miły i zrobi parę zdjęć...
Dotarły też zamówione w necie bobinki i nareszczie uporządkowałam mulinki. Oj było kręcenia. Było jednak warto. Tak mi się przynajmniej wydaje
Ciekawa jestem jak długo będzie tak wyglądać... Jak znam siebie, to nie za długo hehe.
Jutro będę piekła ciasteczka (spekulatis). Zapakuję z kompletem, naleweczką i kartką świąteczną do paczuszki i pobiegnę na pocztę. Do świąt chyba dojdzie

piątek, 18 listopada 2011

Kartki, czapa i zimowa nalewka

Boże Narodzenie tuż, tuż, więc pora na kartki świąteczne. Na razie tylko tyle...



bo byłam na zakupach...

i zabrałam się za czapkę. Będzie prezentem dla mojego ulubionego niemieckiego siatkarza - Björna Andrae. Gra teraz w syberyjskim klubie. Postanowiłam zadbać, by było mu cieplutko zimą. Znalazłam taki projekt na Ravelry i zrobiłam takie coś

Zastanawiam się tylko, jak wykończyć. Chyba przelecę półsłupkami i na klapkach zrobię warkoczyki podobne do oryginału. Jeszcze nie wiem.
Pozostałe nitki będą kiedyś Semele, albo jakimś szalem. Kiedyś...
W międzyczasie klaruje się nalewka na dodatki do prezentów świątecznych
I na samym końcu pokażę mój mulinkowy nieład artystyczny, bo planuję w końcu zrobić z tym porządek

środa, 9 listopada 2011

Prezenty wymiankowe

Na "marantowym" forum odbyła się kolejna wymianka. Nie mogłam sobie odmówić przyjemności  i wzięłam w niej udział. Galeria już opublikowana, więc i ja mogę zamieścić zdjęcia.
 
Takie to cuda dostałam od Kasi. Pozwoliłam sobie na skopiowanie zdjęcia z forum. Sama nie potrafiłabym tak ładnie zaprezentować  tych niespodzianek. Moje pierwsze w życiu ponczo. Bardzo je lubię. Jest cieplutkie i przydaje mi się bardzo, bo właśnie jestem przeziębiona. Naszyjnik piękny. Przydasie (trafione w dziesiątkę, zwłaszcza czółenka do frywolitek) na pewno zostaną wykorzystane.
Ja miałam szczęście wylosować też Kasię (7kasiulek7). Marzyło się jej pudełko na biżuterię. Długo szukałam odpowiedniego pudełka. W końcu znalazłam, przyozdobiłam trochę i wyścieliłam szufladkę i boksy. Oto efekt.

Do tego pojemnik na niteczki i przybory zrobiony z kubka po jogurcie. A w nim różne przydasie. Parę kłębuszków niteczek, szydełko, druty, perę koralików i pięknie fioletową włóczkę

Dalej etui na okulary z plastikowej kanwy.

Do tego trochę ciasteczek - zamiast nalewki. Tak się wszystko prezentowało

Może i dobrze, że do paczki nie włożyłam nalewki, bo buteleczkę z takową wysłałam dla maranty i paczka do adresatki nie dotarła. Buteleczka niestety w drodze się rozbiła... Następnym razem będę musiała lepiej zabezpieczyć przesyłkę. Dla Ani zrobiłam też takie podkolanówki

niedziela, 25 września 2011

ME 2011 ciąg dalszy

Potrzebowałam całego tygodnia, by po urlopie "zaskoczyć" w codzienność. Niestety emocje już trochę opadły i opisywanie moich przeżyć nie będzie tak żywiołowe. Było super. Przejechaliśmy 2865 km (nie licząc poruszania się wewnątrz miast). Podróż zaczęliśmy od Zabrza. Tam odwiedziny rodziny i przyjaciół. Czas tak szybko zleciał, że nawet się nie spostrzegliśmy, a już trzeba było do Pragi. Bilety już od czerwca czekały, hotel zatezerwowany. Z głową wolną od niepotrzebnych myśli dojechaliśmy szczęśliwie. Nasi znajomi z Jastrzębia już na nas czekali. Moja brzydsza połowa dostała w prezencie koszulkę Jastrzębskiego Węgla. Tak tryskał szczęściem

Wieczór spędziliśmy na kręglach. Następnego dnia wypad na Pragę.



Praga jest piękna, ale na mój gust, stanowczo za dużo tam ludzi. Nie lubię tłumów. A na moście Karola wyglądało jak na jarmarku. Koszmar. Czułam się nieco zagubiona


Trzeba było coś zjeść, by nabrać energii na mecz. Znalazłam fajną knajpkę na uboczu, gdzie menu obejmowało potrawy, na które mogłam sobie pozwolić na dukanowej diecie. Bardzo smaczny kurczaczek z grilla. Mniam... Nie dość, że pysznie, to jeszcze bardzo ciekawy wystrój knajpki godny polecenia. Na suficie znajdowały się takie oto okazy

Potem już tylko mecze. Bardzo mnie zasmuciŁ fakt, że nie można było na halę wnosić profesjonalnych aparatów fotograficznych : (  Jestem posiadaczką lustrzanki Olympus, więc zdjęcia mogłam robić tylko telefonem.
 Najpierw Niemcy. Na ten mecz czekałam. Wygraliśmy 3:1. Potem przegrane mecze z Bułgarią i Słowacją. Z trzeciego miejsca wyszliśmy z grupy, a Niemcy niestety po trzech spotkaniach musieli wracać do domu. Widocznie słabo kibicowałam
Następnym celem naszej podróży były Karlowe Wary. Piękne miasto uzdrowiskowe opanowane w całości przez Rosjan. Czasami miałam wrażenie, że to rosyjska kolonia.Mieliśmy jeden dzień na zwiedzanie miasta.









Tak naszą ekipę złapali dziennikarze i umieścili w necie
W Karlowych siatkarze wywalczyli półfinał. Po ostatniej piłce wszyscy wołaliśmy "jedziemy do Wiednia".
 I tak, jak obiecywaliśmy, wybraliśmy się na podbój austiackiej stolicy. Nie było dużo czasu na zwiedzanie, a hotel mieliśmy daleko od centrum. Tak więc cały pobyt w Wiedniu poświęciłam swojej największej pasji.




W Wiedniu przegrany necz z Włochami trochę popsuł nam humory, ale zy to mały finał z Rosją dostarczył niesamiowitych emocji. Co będę pisać, zobaczcie sami ostatnie sześć minut tego spotkania
Został tylko jeden mecz. Ten najważniejszy. O finał. Serbia : Włochy. Fantastyczny mecz. A po nim - dekoracja. Fjnie było zobaczyć swoich ulubieńców na podium. I co z tego, że na najniższym stopniu. Tylko prawdziwi kibice wierzyli w nich.
Nie było nam dane oblewać z siatkarzami brązu, bo musieliśmy wracać do domu. Urlop dobiegł końca. Po długiej, męczącej jeździe, dotarliśmy w końcu do domu. A moja robótka spędziła całe dwa tygodnie w bagażniku auta. Nawet nie wiem po co brałam ją ze sobą. Cieszy mnie, że udało mi się przestrzegać zasad diety i przez czas urlopu udało mi się pozbyć 3 kg.
I to by było na tyle...