Łączna liczba wyświetleń

Translate

wtorek, 26 czerwca 2012

Niebieska sukienka

 Uffff... Nareszcie skończyłam. Jak mówi stare porzekadło do trzech razy sztuka. Część z elementów poszła raz dwa, ale nad wykończeniem góry trochę się namęczyłam. Na szczęście się udało, bo sukienka wylądowałaby w krainie nieskończonych nigdy dziergadeł. Oto i ona - sukienka ukończona


Do zdjęć założyłam starą halkę w kolorze cielistym. Na białej halce też się nieźle prezentuje. Teraz tylko czekam na okazję, by ją zaprezentować gdzieś dalej niż ogród... I już się zastanawiam co będę teraz robić.

sobota, 23 czerwca 2012

Prace w ogrodzie a sukienka czeka na wykończenie...

Ostatnio pisałam o siatkówce. Dziś prace w ogrodzie. Przez ostatnie dni ciągle padało i mój trawnik zaczął wyglądać jak łąka. Raj dla owadów wszelakich. A ponieważ moja druga połowa poza domem do przyszłego tygodnia, musiałam przeprosić się z kosiarką. Trawa jeszcze dziś rano wyglądała tak
Trochę czasu mi to zabrało, ale już wygląda o całe niebo lepiej. Nawet na siłownię nie musiałam jechać, bo wypociłam się chyba lepiej niż w studio  : )
Oto efekt mojej pracy
A niebieska sukienka czeka na wykończenie.
Jakoś ciężko mi idzie zrobienie góry. Już dwa razy prułam, bo za każdym razem było to "nie to". Wczoraj zabrałam się za to trzeci raz. Mam nadzieję, że tym razem wszystko pójdzie po mojej myśli.
A wracając do ogrodu. Po raz pierwszy zakwitnie mi yucca. Nie wiem skąd się u mnie wzięła sadzonka. Być może przypłynęła podczas wielkiej ulewy z ogrodu sąsiadów, kiedy to przez mój ogród przetoczyły się ogromne masy wody... Po około pięciu latach zakwitnie. Bardzo jestem ciekawa jak to będzie wyglądało. Na dzień dzisiejszy prezenzuje się dość niepozornie
To już koniec na dzisiaj, lecę kończyć sukienkę

czwartek, 21 czerwca 2012

Urlop na Sląsku

Nadszedł czas Ligi światowej... Jako, że kibic ze mnie wielki nie mogłam nie odwiedzić "starych śmieci". Nie ma to jak mecze w Spodku. Czekałam z niecierpliwością i w końcu się doczekałam. Przy okazji odwiedziłam rodzinne strony. Zawsze cieszą mnie spotkania z rodziną i przyjaciółmi. Miło też patrzeć, jak Polska się buduje. Wyjazd zaczął się nieco pechowo. Bo oto po przejechaniu 250km zorientowałam się, że bilety ZOSTAŁY W DOMU. Nie zostało nic innego, jak się wracać... Przez dobrą godzinę nie odzywaliśmy się z MM do siebie. Wiedziałam, że to w 90% moja wina. W ten to sposób podróż wydłużyła się znacznie a o kosztach wolę nie myśleć... Tak czy inaczej były to bardzo drogi bilety. Było jednak warto i to jak. Trzy wygrane mecze Polaków, cudowna atmosfera i super emocje. Zapodam parę fotek








Nie da się opisać atmosfery panującej w Spodku. Byłam już w wielu halach, ale ta jest jedyna i niepowtarzalna. Bardzo dobrze się bawiłam, a przerwy między meczami umilała mi nasza reprezentacyjna maskotka.

Jak widać bawimy się świetnie : )
Miałam też przyjemność spotkać się po raz pierwszy "w realu" z internetową znajomą. Łączą nas te same pasje. Siatkówka i robótki ręczne.

Tu Sylwia (Paillette) i ja przed meczem pod Spodkiem. Zrobiła mi wielką niespodziankę i podarowała mi bransoletkę.

Najważniejszy był ostatni ten niedzielny mecz z Brazylią. Emocje sięgały zenitu i Spodek naprawdę odleciał. Wygrana w tie-breaku sprawiła mi ogromną radość. Nie ukrywam, że wzruszyłam się do łez

Na samo wspomnienie wilgotnieją mi oczy.... Potem zrobiło mi się żal Brazylijczyków. Bo jak można się cieszyć widząc taki obrazek
I to tyle na dziś. Teraz kombinuję jak to zrobić, by być na finale w Sofii. Jak na razie wszystko idzie po mojej myśli...
A robótkowo? Robi się niebieska sukienka z elementów. Największa część już gotowa. Teraz tylko ramiączka i wykończyć. Napisałam TYLKO ale siedzę już nad tym kawał czasu. Jakoś mi te ramiączka nie wychodzą tak, jakbym chciała... Więc pruję, robię na nowo i znowu pruję i tak w koło Macieju. Obawiam się, że za jakiś czas powędruje niedokończona w ciemny kąt : (